Obozowa Opowieść o "Trzech Piórach"

Ocena użytkowników: / 3
SłabyŚwietny 

Pewnego dnia trzech młodych harcerzy przystąpiło do próby „Trzech piór”.

Pierwszym etapem była „Próba milczenia”. Był to chyba najtrudniejszy element próby. Chodź nie raz inni harcerze starali się im przeszkodzić, zagadując Korasa i Kazia to nie dali się złamać. Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja Dzika, siedział on w stołówce, milcząc grał na gitarze, gdy pod wpływam przespanych 6 lub może 8 godzin, zapomniawszy o próbie- odezwał się. Dla niego próba była już zakończona

 

 

Następnym etapem zdobywania sprawności była „Próba głodu”, czyli 24 godziny bez spożywania posiłku. Z tym etapem Kori i Kaźmier uporali się w miarę łatwo, nie mogąc doczekać się ostatniego- trzeciego dnia- „Próby w lesie”.

Polegała ona na tym, że wychodząc rano Kori i Kaźmier musieli spędzić 24 godziny w lesie, budując (lub i nie) szałas i ognisko. Wydaje się, że tak naprawdę dalej zaczyna się najciekawsza akcja historii.

O godzinie 6 Kaźmier i Kori, wstali i zaczęli się pakować. Zabrali ze sobą: pałatki, menażki, śpiwory, latarki, podstawowe sprzęty do rozpalania ogniska, noże, scyzoryki, odrobinę suchego chleba i przede wszystkim uśmiechy na twarzy i pozytywne nastawienie.

Około 7 drużynowy Mariusz dał wskazówki gdzie Kori i Kaźmier mają się udać (podając oczywiście ogólnikowe informacje). Chwilę później dwaj harcerze byli już w drodze. Poszukiwania nie trwały specjalnie długo, mieli oni zakres terenowy około 500m od jaskini. Znalezione przez nich miejsce było niemal idealne: z jednej strony otoczone wysoka skałą, z drugiej dwoma sporej wielkości głazami. Przygotowanie szałasu nie wymagało wiele pracy. Do zrobienia była tylko izolacja z mchu, na której spali, dach i tylna nieosłonięta ściana.uwineli się z szałasem do około godziny 12. Szałas, ognisko i izolacja z mchu były gotowe. Po zakończeniu budowy i przyniesieniu drewna na opał udali się spać. Druch Mariusz podobno około 14 przyniusł im dwa jajka, dostrzegli je dopiero po przebudzeniu- czyli około 18. Z początku myśleli, że to jakiś podstęp lub ma to jakieś ukryte dno. Po krótkiej naradzie postanowili je ugotować. Rozpalili ognisko, lecz ku ich zdziwieniu, paliło się wręcz fatalni- ciągle trzeba było dorzucać paliwo by ogień się utrzymał.

Rozwiązanie przyszło same w postaci małej klęski, mianowicie spalił im się dach, który był zrobiony z suchego mchu. Pożar został sprawnie ogarnięty i ku ich zdziwieniu ognisko buchnęło pięknym, radosnym płomieniem. Zjedli skromną kolacje, która podbiła ich morale. Płomień na zmianę trzymali do północy, w końcu uznali, że szałas wystarczająco trzyma ciepło i udali się spać. Koło godziny 1 przyszedł druh Mariusz, opowiedział im o wszystkim: o jajkach, o tym, że miejsce wybrali idealne, o tym, że szukał ich 20 minut, dał im pasztet na kolacjo- śniadanie i życzył dobranoc. Ponownie harcerze zapadli w sen.

Koło godziny 5:30 obudzili się, ogarnęli szałas i wrócili do obozu.

 

druh Kori i dh Kaziu